Ta strona korzysta z cookies, czyli niewielkich plików zapisywanych w Twoim urządzeniu - dowiedz się więcej rozumiem

Narzedzia

Siła Natury

Obyczaje

Obyczaje :

Zamieszkujący Śląsk Cieszyński górale zajmowali się gospodarką rolniczo – pasterską. Uprawiano głównie owies, żyto jare, koniczynę , trawę, len, kapustę i ziemniaki. Len był potrzebny góralom do wyrobu płócien. Hodowali górale krowy i świnie a przede wszystkim  grubowełniste owce, które dostarczały  im surowiec do wyrobu odzieży.

Sałasznictwo :

Sałasznictwo przyczyniło się do ogólnego rozwoju społeczności tych terenach. Gazdowie zaczęli się dogadywać ze sobą pod względem cen oraz chcieli wspólnie wypasać bydło. Zaczęli zakładać tzw. spółki sałasznicze, a podstawą tych spółek były górskie pastwiska gdzie wypasano owce oraz na niektórych pałaszach znajdowały się owczarnie i szopy dla krów. Na zebraniach gazdów przeprowadzano wybory na tzw. sałasznika, który zarządzał całą gospodarką sałaszu.

Na Śląsku Cieszyńskim sałasznictwo jest ściśle związane z Wałachami oraz z Beskidami. Wałasi to pasterze bydła wałaskiego (owiec i kóz). Sprowadzili się oni tutaj głównie w XVI wieku. Miejscowi górale nauczyli się pasterstwa wałaskiego. Zaczęli robić sery oraz wyrabiali wełnę.

Sałasznictwo w Beskidach dobrze się rozwijało ponieważ na tych terenach znajduje się dużo pastwisk a w czasach gdy się rozwijało opłaty za wypas były małe. Z biegiem lat gdy właściciele ziemi doszli do wniosku, że sprzedaż drewna dla powstającego przemysłu jest wiele bardziej opłacalna, zaczęli windować ceny tak, że sałasznicto w Beskidach zaczęło szybko podupadać.

„Miyszani łowiec”

Kiedy na wiosnę zaczynała rosnąć trawa pod wypas owiec wyganiano je na pastwiska i tam je „miyszło”. Jest to stary pasterski zwyczaj podczas, którego owce zagania się do jednego stada tj. kyrdla i zapoznawało się owce z nowym gazdą – owczarzem.

Proces ten przebiegał od rana kiedy dojne owce (dojki) odstawiano od jagniąt. Następnie były myte i znaczono je a potem zaganiano na sałasz. Tam gazda owce oglądał czy są zdrowe oraz liczył je wszystko zapisując. Następnie gazda klękał schylał głowę i owce przykrywał guniami, które miały chronić je przed wilkami. Często owczarze wspólnie modlili się. Następnie dzielili się serem z pierwszego dojenia. Często na takie obrzędy zapraszano wójta, księdza i gajowego.

 „Praca na sałasie”

Do pracy budzono się już o 4 godzinie i zaraz dojono owce. Oprócz owiec wypasano również krowy kiedy jest już więcej trawy. Owczarz doi owce w koszarze czyli ogrodzeniu dla owiec, które jest składane z krzeseł. Krzesła takie są długie na 4m,   a koszary są składane w kształcie kwadratu. W 1/3 przegrodzony jest przegrodą z krzeseł w której są otwory.

Owce są zaganiane przez pasterzy, a owczarz czeka na nie koło koszarzy. Następnie zaczyna je doić między nogami do tzw. gielaty. Krowy doi baczówka w szopie do tzw. szkopca. Mleko z gielaty i szkopca przelewa się do konewki a następnie przelewa do koryta.

 

Na szałasu po rannym dojeniu pracownicy przystępują do śniadania. Jedzą głownie chleb z „zińczycóm”. Następnie owce wypasane są do południa i wtedy dokonuje  się drugiego dojenia. Potem wszyscy jedzą obiad przyniesiony na sałasz. Po obiedzie znowu się pasie owce. Do trzeciego dojenia. Potem wszyscy jedzą obiad przyniesiony na sałasz. Po obiedzie znowu się pasie owce. Do trzeciego dojenia przystępuje się wieczorem. Na wieczerzę spożywa się to samo co na śniadanie. Po wieczerzy owczarz trąbi na trąbce dając znać w dziedzinie, że u niego jest wszystko w porządku.

Na szałas posyłano również do dziewczyny do baczowania czyli zierania 3 udojów z jednego dnia. Dziewczyna, która baczuje przychodzi na szałas wieczorem i zostaje tam do następnego dnia. Pomaga owczarzowi przestawiać koszary, doić owce, robić ser, zbierać śmietanę, nosić wodę, zbierać suszki na ogień.

Koliba podzielona była na dwie części. W pierwszej palono ognisko – watra, które palił owczarz. W tym pomieszczeniu także spał i pilnował, żeby ogień nie zgasnął. W drugiej części pomieszczenia znajdowało się koryto i naczynia do wyrobu sera. Tam też nocowała baczówka.

Ser robiono zarówno z mleka owczego jak i krowiego. Mleko cedzono przez cienkie płótno i w korycie leżało przez 12 godzin. Następnie pod korytko stawiano  „putyrym” do której spuszczało się tzw. chude mleko bez śmietanki. Śmietankę tą gazda zlewał do podstawowej  „łobłónki” , a z niej robiono w domu masło.

Chude mleko z „putyry” przelewano do kotlika, który był zawieszony nad watrą i tam grzano go do wrzenia . Potem mleko przelewane było z powrotem do „putyry” i dodawano do niego „klog”.

„Klog” robiono ciętego żołądka i służył do „zesyrzynio” mleka. Po 15 minutach od dodania „klogu” mleko zmieniło się w ser. Trzeba było jeszcze do „czoszczkym” roztrzepać. Następnie gazda ściskał ser do grudy. Potem wziął czystą płócienną płachtę, podciągnął ją pod grudą sera w „putyrze” związał „troki”  i wieszał w komórce.

W  „putyrze” znajdowała się jeszcze surowa „żniczica”. Wlewało się ją z powrotem do kotła i podgrzewało tak długo, aż po krajach zrobił się kożuch. Zbierano go wielką drewnianą łyżką, roztrzepywało się „czoszczekiem”, solono. „ Żniczicę” jak już wspomniano jadło się z chlebem rano i wieczorem. Gorszą „żniczicę”   - siwulę dawano bydłu lub przechowywano w piwnicy, w „putyrze” tak długo aż się zakwaśniła, i zrobił się orzeźwiający napój. Pito go latem kiedy. Pito go latem kiedy było bardzo ciepło.

Półsuchy ser wyjmowano z komórki i kładziono na drewnianej półce w tylnej części koliby. Tam dojrzewał od 3 do 6  dni aż zaczął żółknąć i tworzyły się charakterystyczne dziurki. Na sałaszach zostawał ser tylko do drugiego lub trzeciego dnia. Gazda brał jeszcze niezakwaszony ser. Część  świeżego sera się zjadało a większość przeznaczało się  na bryndzę. Ser mieszało się z solą i kminem. Potem z sera wyciskało się zieloną wodę, którą co kilka dni się zlewało. Po kilku dniach ser całkiem wyschnął potem się zalewało masłem aby nie dochodziło do niego powietrze i dzięki  temu szybko się nie psuł.

Rozsad

Wraz z nadejściem jesieni pomału kończono paść owce i krowy na sałaszach. Zależało od tego jaka była trawa ale przeważnie „rozsad” następował 29 września.

Gospodarze wtedy brali swoje bydło i schodzili na podsumowanie całego sezonu gospodarki sałaszniczej. Trzeba było wtedy oszacować wszelkie szkody. Gazdowie miały swoją zasdę.

- Kiedy gazda miał szkołę, w której nie zawinił ani owczarz ani baczówka, to ich nagradzali ostatni gazdowie,

- Kiedy szkodę zrobił owczarz to musiał ją sam wynagrodzić,

- kiedy szkodę wywołała choroba to gazda sam musiał wynagrodzić.

Na rozsadzie wyrównywało się i owczarzom i bacówkom ile mieli  swoich dni na sałaszu. Potem pałasze pustoszeją i milkną, czekają do następnej wiosny.